Słowik to ptak, który słynie ze swojego nocnego śpiewu. W rzeczywistości słowo „Słowik” pochodzi od starych germańskich słów oznaczających „noc” i „śpiewać”. Występujący w wielu piosenkach i wierszach, malutki słowik wydaje się mieć czarujący wpływ na ludzkość. (1) Symbolizm i znaczenie. Native American
Pół-mruczenie, pół-proszenie. Czasem kot mruczy i jednocześnie o coś prosi. W trakcie wydawania tych dźwięków, kotek podczas mruczenia dodaje dźwięki miauczenia w specjalnej częstotliwości. Jak sama nazwa wskazuje, nasze pociechy używają tego kociego odgłosu, gdy czegoś od nas chcą. Jest to przyjaźniejsza i bardziej dyskretna
Psy mają naturalny instynkt ochrony swojego terytorium i ostrzegania właścicieli o potencjalnych zagrożeniach. Kiedy usłyszą nieznany lub niepokojący dźwięk, mogą szczekać, aby się porozumieć. Ponadto psy mają doskonały słuch i mogą być bardziej wrażliwe na dźwięki niż ludzie, co może również przyczyniać się do ich skłonności do szczekania na dźwięki. Więcej
Typ korekcji Antyszczekowa jednostka jako korekcje wykorzystuje ultradźwięki, które słyszą tylko psy, nigdy ludzie Bateria JStacja PetSafe zasilana jest standardową baterią 3V typ CR2032. Wodoodporność Stacja antyszczekowa PetSafe nie jest wodoszczelna ani wodoodporna. Należy jej używać tylko w pomieszczeniach.
Kora. Niektóre sowy wydają cichy, szczekający dźwięk, gdy są zaskoczeni lub przestraszeni. Ten dźwięk jest wydawany w ostrych, nagłych odstępach czasu, aby odstraszyć zagrożenia. Przerażone szczekanie może wystąpić o każdej porze nocy, w zależności od tego, kiedy sowa czuje się zagrożona. Ze względu na jego użycie możesz
Urządzenie zapobiegające szczekaniu automatycznie emituje wysoki dźwięk, który słyszą tylko psy. Gdy pies przestanie szczekać, ultradźwiękowe urządzenie przeciw szczekaniu automatycznie przestaje emitować dźwięk ultradźwiękowy.
Ich partnerstwo wynika z Wielkiego Rozejmu, który powstrzymał wrogość psów i kotów na dekadę. Jednak długotrwały pokój jest zagrożony, gdy super zła papuga odkrywa sposób na manipulowanie częstotliwościami, które słyszą tylko psy i koty.
Czy psy się śmieją? Wśród behawiorystów zwierząt toczy się wiele dyskusji na ten temat, ale większość zgadza się, że nie, psy nie mogą się śmiać. Przynajmniej nie w tym sensie, że ludzie potrafią się śmiać. Jednak psy mogą wydawać dźwięk podobny do śmiechu, który zwykle robią podczas zabawy.
Postanowili oni stworzyć reklamę telewizyjną, która zainteresuje psy. Dla człowieka może być to kolejny spot z głodnym czworonogiem. Pies, który ma jednak bardziej czuły słuch od człowieka, wychwyci cały przekaz. W spocie zastosowane zostały dźwięki takie, jak piszczenie zabawki i dzwonienie. Większość psów reaguje na nie
Podsumowanie: Dźwięk odgrywa ważną rolę w naszym życiu i tworzy fundament muzyki, która bez niego nie istniałaby. Wszystko, co możemy usłyszeć, tony i odgłosy, jest dźwiękiem. Dźwięk dociera do naszej głowy przez uszy. Tam, w mózgu, jest przetwarzany przez nerwy: słyszymy coś! Początek dźwięku nazywamy źródłem dźwięku.
gKnFmi. blocked zapytał(a) o 21:42 Jakie dźwięki słyszą psy? Infradźwięki, ultradźwięki, jedne i drugie? (oraz te słyszalne dla człowieka oczywiście). 0 ocen | na tak 0% 0 0 Odpowiedz Odpowiedzi EKSPERTAll Rekin odpowiedział(a) o 21:48 Dolna granica jest porównywalna z człowiekiem ( 20 - 40 Hz) ale górna jest ok. dwa razy większa niż człowieka ( 40 000 - 45 000 Hz). 5 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub
źródło: Znaki/Signs (2002) Jesienią 2017 w amerykańskiej ambasadzie na Kubie zrobiło się niespokojnie i trzeba było ewakuować grupę pracowników. Nikt nie był do końca pewien, co w zasadzie się stało i jak należy się do sprawy ustosunkować. Odpowiedzi nadal nie ma. Czy można ledwo słyszalnym dźwiękiem uszkodzić mózg? Zdaniem naukowców było to praktycznie niemożliwe – do momentu, gdy okazało się, że pracownicy amerykańskiej ambasady w Hawanie skarżą się na bardzo nietypowe dolegliwości. Ale zacznijmy od początku. Wszyscy, którzy w ostatnich latach odwiedzili Hawanę, podkreślają, że to naprawdę biedne miasto. Barwne, pogodne – i biedne. Fasady budynków naznaczone liszajami, śmieci wymiatane z krzywych rynsztoków, niezgrabne samochody sprzed pół wieku o wytłuszczonych, popękanych siedzeniach. Siedziba ambasady amerykańskiej sterczy samotnie nad brzegiem Morza Karaibskiego. 6 pięter betonu, ogrodzenie, drut kolczasty, krata, budka strażnicza. Do not enter. A jednak wszedł do niej ktoś, kto nie był zaproszony. Najgorsze jest to, że nikt nie wie, jak to zrobił i po co. Nie jest wiadome nawet to, kim ten ktoś był. Nie jest wiadome nic. Tortury Hawana z folderów turystycznych, również tych skierowanych do obywateli Stanów Zjednoczonych Ameryki, jest kolorowa. Cóż, ludzie biedni, ale szczęśliwi. I muzyka. Wejdźcie i posłuchajcie. Rumba. Cha-cha. Śpiew. Wszędzie rozbrzmiewają dźwięki Hawany…! A ty zamiast rumby słyszysz świsty. Szumy. Stuki. Brzęczenie. Ogarnia cię niepokój, gdy próbujesz je zidentyfikować i umiejscowić. Nic. Nie wiesz nic. Tylko trzaski i buczenie. Nie dasz się omamić, sprawdzasz, nagrywasz, raportujesz. Dźwięki stale nadpływają. Tyle że nie wiesz, kiedy znów nadejdą. Strach. Tylko strach. Twórcami chińskiej tortury ponoć wcale nie są Chińczycy, a Włoch, w dodatku prawnik. Ktokolwiek ją wymyślił, wiedział, że umysł poddawany pozornie łagodnym bodźcom, ale stałym, wciąż nadciągającym, powtarzalnym, nie wytrzyma. Chińska tortura, co zostało sprawdzone poprzez badania z udziałem ochotników, może doprowadzić do obłędu. Głowę torturowanego należy unieruchomić i z pewnej wysokości opuszczać na nią kroplę wody w stałych odstępach czasowych, np. dwusekundowych. Zwykła woda o temperaturze pokojowej. Jedna kropla. Plum. Plum. Plum. Torturowany w krótkim czasie zaczyna odczuwać frustrację, następnie niepokój rosnący aż do lęku, skupia się na nadchodzącym kolejnym doznaniu i w stosunkowo krótkim czasie może odczuwać złożone dolegliwości od bólowych po psychiczne. Skutkami długotrwałego wystawienia na taką torturę może być trwałe uszkodzenie układu nerwowego. Przy omawianiu tej metody podkreśla się, że dla torturowanego najgorszy nie jest ból fizyczny, a napięcie psychiczne, przekonanie o nieuchronności kolejnego impulsu. Więźniowie, na których zeznania wymuszano biciem, często wspominają, że od bólu gorsza jest świadomość, że wszystko znów się powtórzy. Regularnie karcony za pomocą jednego przedmiotu pies, będzie się latami kulić tylko na widok tej rzeczy. Dlatego dźwięki, które nadpływały falami do uszu amerykańskich pracowników dyplomatycznych, mogły być dla nich torturą. Mogły powodować zmiany w układzie nerwowym, mogły uszkadzać ciało i umysł. Strach niszczy na lata, odbiera spokój i uniemożliwia spanie, nawet w wiele lat po traumie, jakiej doświadczył poszkodowany. Tak, to możliwe. Tyle, że wśród 22 osób poszkodowanych w ciągu roku w Hawanie, były takie, które niczego nie słyszały i niczego się nie bały. Ofiary Jesienią 2017 roku Stany Zjednoczone postanowiły ewakuować ze swojej ambasady w Hawanie grupę pracowników. U 22 osób potwierdzono badaniem lekarskim uszczerbek na zdrowiu. Co interesujące z medycznego punktu widzenia, ubytki w zdrowiu różniły się znacząco. U jednych osób stwierdzono uszkodzenia słuchu, u innych wzroku, u kolejnych zaburzenia błędnika, dalej – upośledzone zostały umiejętności poznawcze, stwierdzono zaburzenia snu, wystąpiły też inne problemy. Ogólnie stwierdzono, że wszyscy poszkodowani mieli zmiany w mózgu. 22 pracowników potężnego, dobrze chronionego budynku – opanowanych, przeszkolonych, doświadczonych – wracało do domów z poczuciem, że mają serdecznie dość. Przez mniej więcej rok pojedyncze osoby z ambasady, przebywając w różnych rejonach miasta, słyszały dźwięki. Inne niż sounds of Havana, niemelodyjne, nieradosne, nieharmoniczne. To były szumy, piski, trzaski, buczenia. Nigdy żadna z tych osób nie ustaliła źródła pochodzenia dźwięków. Wyjątkowym obciążeniem było to, że na ogół każda z tych osób słyszała atakujące ją dźwięki sama, gdy nie było obok nikogo innego. Piski pojawiały się np. nocą w pokoju hotelowym. Jednak nie wszystkie osoby, które słyszały dźwięki, zostały poszkodowane na zdrowiu. I nie wszyscy poszkodowani słyszeli dźwięki. Dziś w byle smartfonie znajduje się dyktafon. Wystarczy włączyć urządzenie i nagrać to, co opanowanemu świadkowi wydaje się dziwne lub podejrzane. Aby mieć pewność co do jakości nagrania pracownicy ambasady otrzymali urządzenia włączające się samoczynnie przy wykryciu dźwięków o określonym charakterze. Chcecie posłuchać? Proszę bardzo. Przeanalizowano kilka nagrań wykonanych w różnych okolicznościach. Wszystkie nagrania zawierają wariacje tego samego dźwięku o wysokim tonie. Sekwencje dźwięku trwają po kilka-kilkanaście sekund – z przerwami o bardzo różnej długości. Analiza nagrań pokazuje, że nie jest to pojedynczy dźwięk. Wyróżniono około 20 lub więcej różnych częstotliwości lub wysokości. W pierwszej chwili dźwięk robi wrażenie jednolitego, jakby uderzyć jednocześnie kilka klawiszy fortepianu lub szarpnąć struny w gitarze. Jednak przedstawiony na wykresie tworzy serię szczytów, które odskakują od linii bazowej. Na zlecenie Associated Press ekspert akustyki, prof. Kausik Sarkar, przeprowadził analizę nagrań. W dalszym ciągu jednak nikt nie wie, jak i właściwie dlaczego oddziaływał na zdrowie dyplomatów. I co oddziaływało na tych, którzy niczego nie słyszeli. Niezłym wyjaśnieniem mogłaby być masowa histeria. The Guardian, posiłkując się opiniami neurologa i socjologa, w październiku 2017 postawił tezę o masowej histerii, co rozsądnie wyjaśniałoby zachowania poszkodowanych. Jednak dwa miesiące później upublicznione zostały wyniki badań mówiące o uszkodzeniach w mózgach wszystkich ewakuowanych Amerykanów. Nie da się mieć uszkodzeń mózgu w wyniku histerii. Wyszło też na jaw, że ekipa amerykańskiej ambasady to nie pierwsze osoby, które doznały takiego uszczerbku na zdrowiu. Nie tylko dyplomaci Dwa lata przed pierwszymi odnotowanymi atakami na dyplomatów, w 2014, na Kubie przebywał turystycznie Chris Allen z Południowej Karoliny. Całkiem zwyczajny turysta, z zawodu finansista, przyciągnięty do Hawany sentymentem, zameldował się w świeżo wyremontowanym hotelu Capri. Położył się spać i już pierwszej nocy doświadczył objawów, które kazały znacząco skrócić pobyt, by w domu szukać pomocy medycznej. W Stanach beznadziejnie próbowano zdiagnozować jego dziwne objawy. Allen stracił czucie po obu stronach ciała i spędził kolejne lata na badaniach, które wykluczały kolejne podejrzenia chorób i zatruć. Wykluczono zatrucie metalami ciężkimi, infekcje, nowotwory, trucizny, w tym trucizny, które mógłby występować w jedzeniu, np. z powodu niewłaściwego przyrządzenia egzotycznej potrawy. Wreszcie wykluczono łagodną postać Guillaina-Barré, a wtedy pomysły na diagnozę się skończyły. Na marginesie – w sprawie dyplomatów również pojawiło się podejrzenie zatrucia lub celowego otrucia. Nie wykluczono go. Ale i twardych dowodów, by faktycznie miało ono miejsce – tak jak w przypadku Chrisa Allena – nie ma. Oczywiście powstaje pytanie, dlaczego Allen, całkiem zwykły turysta, miałby stać się ofiarą jakiejś antyszpiegowskiej broni? Mężczyzna w sile wieku, dobrze zbudowany, sprawny, błyskotliwy, zaangażowany politycznie mógł zupełnie przypadkiem zostać wzięty za agenta w rodzaju Jamesa Bonda. No i zakwaterował się w Capri, tam, gdzie uparli się mieszkać dyplomaci. Z tym, że Allen niczego nie słyszał. Nic, prócz dźwięków Hawany. Teorie z archiwum X Na co komu byłaby taka broń, która po cichu rozwala umysły tego czy owego agenta? Przyjrzyjmy się historii tworzenia broni w II połowie XX wieku. Po II wojnie światowej władze zwycięskich krajów odrzuciły obiekcje moralne i wykorzystały wyniki prac naukowych nazistowskich eksperymentatorów, a zbrodniarze stawali się szanowanymi ludźmi nauki. Z nową wiedzą USA i ZSRR rozpoczęły własne testy, sprawdzając, jak w cichy sposób można by wygrać z wrogiem. Co sprawiło, że zaczęto sięgać po takie rozwiązania. Prawdopodobnie kluczowym okazał się moment wynalezienia broni jądrowej. Wielkie mocarstwa, dysponujące bronią masowego rażenia, zaczęły trzymać się w szachu. Należało wynaleźć i przetestować inne bronie, które umożliwiałyby działanie po cichu i bez rozlewu krwi, budzącego protesty opinii publicznej oraz chęć odwetu strony zaatakowanej. Zatem narkotyki, trucizny, oddziaływanie na umysły, manipulacje itp. stały się logicznym kierunkiem poszukiwań. Jak wyglądały badania nad nowymi rozwiązaniami? Np. w Stanach eksperymentowano na więźniach (w tym byłych więźniach) oraz na wojsku. Sprawdzano kolejne substancje wywierające wpływ na system nerwowy. Gazy, leki, narkotyki, zastrzyki, tabletki. Niesamowitą karierę zrobiło LSD, sprawdzane przez CIA w ramach programu MKUltra w latach 50. i 60. Długotrwałe przyjmowanie środków odurzających wpływa na pracę mózgu, również na wydolność organizmu, może unieszkodliwić przeciwnika jeszcze zanim ten znajdzie się on na polu walki. Zwolennicy teorii spiskowych przytaczają dowody, że Sowieci próbowali z sukcesem opracowywać metody kontroli ludzkich zachowań za pomocą informacji podprogowych. Obecne również w internecie relacje o podsłuchach, szpiegowaniu, skomplikowanej psychomanipulacji brzmią paranoicznie, ale w istnieją też zupełnie oficjalne informacje o broni psychotronicznej. Oczywiście, powstaje pytanie, ile z tych relacji to wiarygodne doniesienia, a ile to odpryski wojny psychologicznej. źródło: Czy żeby zapanować nad umysłem wroga, należy używać skomplikowanych broni? Przeciętny specjalista reklamy zapewne wzruszy w tym miejscu pewnie ramionami. Przecież nie trzeba spisków, by sprzedać tłustego hamburgera. Wystarczy wiedzieć, jak go przedstawić, gdy ludzki umysł powoli przetwarza informację, że powoli zaczyna mu brakować energii. Po co drogie urządzenia, skoro można odpowiednią kompozycją i kolorystyką nakłonić ludzi, by kupowali, jedli i przetwarzali? Pamiętacie scenę z „Fight Club”, w której Tyler wmontowuje w niewinny film pojedyncze klatki porno, napawając dzieci przerażeniem, a u dorosłych, nieświadomych niczego widzów wywołując pożądanie? Naprawdę nie musisz widzieć ani słyszeć tego, co na ciebie działa, by odczuć to, co ma na ciebie oddziaływać. Nasze mózgi są wredne, działają, jak chcą, wbrew żelaznej woli ich posiadaczy. Ale mimo, że już odpowiednia propaganda może wpłynąć na jednostki lub tłum, mimo to cały czas prowadzone są prace nad bronią niekonwencjonalną. Broń soniczna, która w teorii mogła być użyta na Kubie, istnieje naprawdę. W dyspozycji wielu policji świata znajdują się armatki dźwiękowe (Long Range Acoustic Device – LRAD). Jak podaje BBC, armatki te zostały wykorzystane jako broń przeciwko piratom u wybrzeży Somalii. Dźwiękiem można skutecznie torturować. Wystarczy zamknąć przesłuchiwanego w ciasnym pomieszczeniu i włączyć najgłośniej, jak się da, muzykę, najlepiej taką, która jest trudna w odbiorze. Ogłupia, otumania, niszczy słuch, a nawet wywołuje krwotoki. Tak właśnie aplikowano jeńcom w Iraku piosenki miluśkiego Barneya oraz Metallicę. Ponoć nawet poczciwi sprzedawcy alkoholu z Wielkiej Brytanii mają doświadczenia z bronią nieletalną: stosują najzwyklejsze odstraszacze komarów (częstotliwość 15-18kHz), by odgonić dzieciaki sterczące bezproduktywnie pod sklepem. Osoby powyżej 20-25 roku życia nie słyszą już tej częstotliwości – młodsze owszem i wysokie dźwięki drażnią je nieznośne. O broni sonicznej po raz pierwszy usłyszano pod koniec II wojny światowej. Amerykanie wdrożyli taką broń w operacjach psychologicznych podczas wojny w Wietnamie. W ramach operacji „Wędrująca Dusza” nadawano nad terenami Wietkongu dźwięki z zaświatów. Atak soniczny, który nie miał oddziaływać na psychikę, a zadawać cierpienie i fizycznie wpływać na ludzi, odnotowano w 2005 roku w strefie Gazy. Obecny wtedy na miejscu fotograf Associated Press twierdzi, że nawet gdy zatkał uszy, straszny, wywołujący ból dźwięk wwiercał się w jego czaszkę. Nie chodziło tym razem o heavy metal ani odgłosy duchów – dziwne urządzenie emitowało niezbyt głośny dźwięk w interwałach z 10-sekundowymi przerwami. Wojskowi wypowiadali się, że opracowano dźwięk mający oddziaływać specjalnie na ucho środkowe – głośność i czynnik psychologiczny nie miały znaczenia. Również Rosjanie stanęli do wyścigu w konstruowaniu niezabójczej broni sonicznej. Ultradźwiękami postanowili zestrzeliwać drony i samoloty, nawet z odległości 10 km, o pracach nad taką bronią powiadomiono opinię publiczną w 2015. Nieletalną broń mikrofalową mają na swoim wyposażeniu Amerykanie (Active Denial System) od 2001 roku i wiele wskazuje na to, że użyli jej w Iraku w 2007 roku. Oficjalnie tak się nie stało, broń nie wyszła poza eksperymenty, testowano ją na ochotnikach. ADS może skutecznie działać na ciało ludzkie z odległości nawet kilometra, wywołując potworny ból poprzez rozgrzewanie zewnętrznych warstw skóry. A jaka broń może wywołać uszkodzenia mózgu, działając na pojedyncze, wybrane osoby? Wiara bez dowodów 16 października prezydent Trump oświadczył, że wierzy, że to Kuba jest odpowiedzialna za niewyjaśnione, niewidzialne ataki, które zaszkodziły pracownikom amerykańskiej ambasady. „Wierzę, że to Kuba jest odpowiedzialna. Wierzę w to” powiedział. Swoją wiarę w zaangażowanie Kuby w ataki podkreślił kilkukrotnie. Wygląda na to, że mimo rozbudowanego śledztwa, urządzeń rejestrujących, nagrań i wyników badań, pozostaje mieć wiarę, bo wciąż nie wiadomo nic. W poczcie dyplomatycznej rozesłanej do wszystkich placówek USA na świecie w tym samym czasie pojawiło się stanowisko, że „winy nie przypisano rządowi Kuby”. Ambasada kubańska konsekwentnie milczy, pomijając kwestie tego, w co wierzy Donald Trump. Wcześniej rząd Kuby zaprzeczył jakiejkolwiek odpowiedzialności za uszczerbek na zdrowiu Amerykanów. Prezydent Raul Castro zorganizował nawet spotkanie z pięcioma przebywającymi na Kubie członkami Kongresu USA. Milczy hotel, nie komentując w żaden sposób chorób osób, które przewinęły się przez Capri. W amerykańskim śledztwie grzecznie pomaga kubańska policja. Ambasada Francji całkiem nieoficjalnie sprawdza swoją siedzibę i swoich ludzie pod kątem potencjalnych ataków. Wygłoszonych zostaje kilka oświadczeń i wykonuje się roszady dyplomatyczne. Żadnych wniosków nie ma. Nieskończona zimna wojna Oświadczenie prezydenta Trumpa sugeruje, że zimna wojna nadal trwa i jest na tyle problematyczna, że nie wiemy, kto walczy z kim, jak i po co: „To bardzo nietypowy atak, sami wiecie. Ale wierzę, że Kuba jest zań odpowiedzialna”. Do 1959 roku, przed rewolucją, wpływy USA na Kubie były ogromne. W sąsiedztwie Ameryki rosła skorumpowana republika bananowa, w pełni sterowalna przez amerykańskich biznesmenów i polityków. W wyniku przewrotu Castro znacjonalizowano gospodarkę, co wiązało się z potężnymi stratami kubańsko-amerykańskich biznesów. Od 1960 USA nałożyło na Kubę karne sankcje gospodarcze. Był jeszcze epizod konfliktu zbrojnego, a nazwa miejsca lądowania emigrantów wspartych przez amerykańskich najemników – Zatoka Świń – ironicznie akcentuje klęskę Amerykanów. Inwazja w Zatoce Świń oznaczała bowiem dla rządu USA konieczność wypłacenia gigantycznych odszkodowań za jeńców. Do Hawany wpłynęło wtedy 53 miliony dolarów. Znienawidzony w Stanach Che Guevara przesłał do prezydenta Kennedy’ego liścik o treści „Dziękuję za Zatokę Świń. Przed inwazją rewolucja była słaba. Teraz jest silniejsza niż kiedykolwiek”. W odwecie embargo miało zniszczyć kubańską gospodarkę. Jednak dopóki istniał ZSRR, dla Sowietów wyspa o strzał z rakiety od Stanów była niezwykle cennym pionkiem w zimnowojennej rozgrywce. Kraj rozwijał się: elektrownie, fabryki, rolnictwo – aby je dobrze rozwinąć sprowadzano do pomocy zagranicznych specjalistów, również polskich inżynierów. Pamiątki po nich działają do dziś, jeżdżą też ich fiaty 125p, solidne, stale naprawiane maszyny o nieskończonym przebiegu. Kuba była też elitarnym ośrodkiem szkoleniowym dla terrorystów, wykorzystywanych przeciwko „światowemu imperializmowi USA”. Uczyli w nim specjaliści z obozu komunistycznego: sambiści, spece od infiltracji, materiałów wybuchowych, wojskowi. Gdy Michaił Gorbaczow oddał władzę niemalże w jeden dzień, ZSRR rozpadł się na wiele republik i Kuba została sama. Fidel krzyczał z trybuny przy każdej okazji „comunismo o muerte”, obywatele klaskali i machali entuzjastycznie, a po godzinach usługiwali nielicznym turystom za krem Nivea, szminkę i mydełko Fa. Amerykanie uważali coraz biedniejszy kraj za sponsora działalności terrorystycznej i trwali przy sankcjach. Zmieniło się to, gdy w końcu 2014 prezydent Obama przywrócił oficjalne relacje z Kubą i przez pewien czas służby dyplomatyczne obu państw wypowiadały się ogólnie na temat perspektyw współpracy. Embargo trwało, ale Kuba mogła otrzymać pomoc amerykańską i broń. Po ponad 50 latach izolacji Kuba nie wychodzi z wieloma propozycjami współpracy z Amerykanami. Na Kubie wciąż też przebywają ludzie, którzy mogą mieć powiązania z siłami i państwami zainteresowanymi rozwijaniem różnego rodzaju działań terrorystycznych oraz innych, niekonwencjonalnych. Czy te siły mogą mieć coś wspólnego z bliżej nieokreślonymi przeciwnikami USA? I teraz: W 2014 roku po generalnym remoncie i modernizacji następuje ponowne otwarcie hotelu Capri w Havanie. Przyjeżdżają pierwsi goście, w tym Chris Allen. Amerykanin wraca do domu z tajemniczą chorobą neurologiczną, po tym jak spędził kilka nocy w hotelu Capri. Cokolwiek dzieje się na Kubie, zaczyna się przed tym, jak Barack Obama wyciąga rękę na zgodę do rządu Castro i zaczyna się w Capri. W 2015 Obama zaprasza do Waszyngtonu kubańskich dyplomatów. W 2016 odnotowywane są pierwsze dziwne wydarzenia i słyszane pierwsze dźwięki, które oddziałują na pojedyncze osoby w ściśle wybranych punktach miasta, głównie w Capri. Jesienią 2017 ewakuowanych jest 22 pracowników ambasady amerykańskiej z Hawany oraz, jak donosi Associated Press, kilku Kanadyjczyków. Nie notuje się poszkodowanych wśród jakichkolwiek innych grup narodowościowych, społecznych czy zawodowych. Administracja Trumpa wprowadza sankcje, dotyczące utrudnień w ramach wymiany kulturalnej, a także wydala 15 kubańskich dyplomatów. Strona kubańska wygłasza chłodne oświadczenie, że takie działania nie wpłyną na odbudowę wzajemnych relacji. Jednak w praktyce w stosunkach kubańsko-amerykańskich nic się nie zmienia. Nie jest znany powód, dla którego atakowi miałaby ulec chociaż jedna osoba z ambasady i tym bardziej nie jest wiadome, dlaczego uległa im cała grupa osób. Służby specjalne analizują nagrania. Ewakuowani Amerykanie poddawani są kolejnym badaniom. Tak, są chorzy, niektórzy poważnie. Uszkodzenia zdrowia są trwałe. Wykluczyć można zbiorową histerię, hipnozę, nie potwierdza się działania trucizny lub epidemii jakiejkolwiek choroby. I to chyba koniec nierozwiązanej sprawy, prawda? Wcale nie Na świeżo, 23 maja 2018, agencje informacyjne z całego świata łupnęły wieścią, że Departament Stanu USA zaapelował do swoich pracowników w Chinach, aby powiadomili przełożonych o wszelkich nieoczekiwanych dysfunkcjach swojego słuchu lub wzroku. Alarm został podniesiony natychmiast po tym, jak jeden z Amerykanów doświadczył „subtelnych i niejasnych, ale nienormalnych odczuć dźwięku i ciśnienia„. Wg oświadczenia rzeczniczki amerykańskiej placówki dyplomatycznej w Guangzhou, Jinnie Lee, jeden z pracowników doznał lekkiego urazu mózgu. Cytat: „Obecnie nie wiemy, co spowodowało zgłoszone objawy i nie jesteśmy świadomi podobnych sytuacji w Chinach, zarówno w społeczności dyplomatycznej, jak i poza nią„. źródło Tym razem Amerykanie nie chcą żadnych niedomówień ani udawania, że w zasadzie nic się nie dzieje: „Podczas pobytu w Chinach, jeśli doświadczysz jakiegoś niezwykłego ostrego słuchowego lub (innego) działającego na zmysły zjawiska, któremu towarzyszy niezwykły dźwięk lub przenikliwy odgłos, nie próbuj zlokalizować ich źródła. Zamiast tego przejdź do miejsca, w którym nie ma dźwięku.” „Nie możemy w tym momencie połączyć tego z wydarzeniami w Hawanie, ale badamy wszystkie możliwości” – oświadczył anonimowo przedstawiciel amerykańskiej ambasady w Pekinie agencji informacyjnej AFP. No to chyba teoria o zbiorowej histerii ostatecznie odpada… Podobne wpisy 25 miejsc, gdzie warto czytać po polsku o bezpieczeństwie Jak wszystkie polskie media podały dalej fake newsa o włamaniu hakerów do banku Jakie dane rosyjski Killnet wykradł z serwera polskiej agencji Nawet najlepszy administrator nie poradzi sobie bez odpowiednich narzędzi Co ujawnili Anonymous (i inne grupy), czyli historia prawdziwych wycieków ostatnich tygodni
Chociaż nasze domowe czworonogi nie potrafią mówić ludzkim głosem, istnieją sprawdzone sposoby na przywołanie swojego pupila. Jedni wołają psa po imieniu, inni cmokają lub używają powtarzalnych dźwięków, które ich podopieczny rozpoznaje, a jeszcze inni gwiżdżą. Czy gwizdanie na psa to polecana metoda wychowawcza i środek komunikacji? Gwizdanie na psa – jak sprawić, by zwierzę reagowało na polecenia? Jednym z przyjemniejszych elementów opieki nad szczekającymi domownikami jest odbywanie codziennych spacerów. Trudno znaleźć zwierzaka, który nie cieszy się na widok smyczy i ubierającego buty właściciela, co oznacza tylko jedno… wspólną przygodę! Psy uwielbiają zwiedzać okolicę, węszyć w nieznanych zakamarkach, poznawać nowe zapachy i z radością witać znajome, a także nowe miejsca. Zdarza się, że podczas wędrówki coś wzbudzi ich zainteresowanie lub niepokój do tego stopnia, że są gotowe bez opamiętania podążać za intrygującym zapachem lub innym zwierzęciem. Jak zatrzymać czworonożnego odkrywcę? Szkolenie małych szczeniaków dobrze jest zacząć już w pierwszych tygodniach życia psa. Wiele młodych osobników na odpowiednim poziomie rozwoju psychofizycznego w ekspresowym tempie przyswaja nowe umiejętności, potrafi aportować, wykonywać proste polecenia i bardziej skomplikowane sztuczki. Dla zwierzęcia jest to jednocześnie forma zabawy, treningu, sposób na nudę i okazja, by otrzymać od swojego właściciela ulubiony kąsek, w nagrodę za poprawnie wykonane zadanie, a także, by polepszyć więź z opiekunem. Zdarza się, że pies z czasem zapomni, jak reagować na umówione słowo lub znak – z tego powodu korzystne jest cykliczne powtarzanie tych czynności lub zwiększanie ich zakresu, gdy pies okazuje nimi zainteresowanie. Narzędziem, które przydaje się na każdym etapie edukacji, jest z pewnością gwizdek. Jak wykorzystywać gwizdanie na psa i jak działa dźwięk gwizdka na psy? Gwizdanie na psa — jak wpływa na zwierzę? Praktycznie każdy psi opiekun posiada własny system znaków i gestów, dzięki którym skutecznie komunikuje się ze swoim czworonogiem. Bywają osobniki z predyspozycjami rasowymi, które w ekspresowym tempie reagują nawet na najmniejszy sygnał właściciela, podążają wzrokiem za jego ręką lub obserwują twarz, trafnie odczytując intencje człowieka. Pstryknięcie palcami, klepnięcie w kolano, oryginalne imię psa, które wyróżni go na tle innych zwierzaków – każdy sposób jest dobry, by pies słuchał się nas niezależnie od okoliczności. Być może doświadczyłeś przykrego momentu w swoim życiu, gdy Twój pies kompletnie Cię ignorował i sprawiał wrażenie, jakby stracił słuch? Mimo pokrzykiwania, wołania i zachęcania do powrotu odbiegał na znaczną odległość, zaniepokojony fajerwerkami, zaciekawiony innymi psami lub żądny przygód po spuszczeniu ze smyczy. Może także uciekać w popłochu. W przypadku niektórych osobników np. lękliwych, gwizdek nigdy nie pomoże w osiągnięciu rezultatu. Co wtedy? Czy warto gonić za swoim pupilem na oślep, ryzykując jego i swoje bezpieczeństwo? Gwizdek dla psa Reakcje psa bywają bardzo spontaniczne – zwłaszcza młode osobniki, po przejściach, lękliwe, z nieznaną przeszłością, wysoko pobudliwe działają pod wpływem impulsu, nie zawsze potrafią powstrzymać towarzyszące im emocje, zaś starsi psi seniorzy mogą mieć rzeczywiste problemy ze słuchem lub ignorować nas ze względu na gorsze samopoczucie i stan zdrowia. Jednym ze sposobów nawiązywania kontaktu z psem, niezależnie od odległości, jest przywoływanie psa na gwizdek. Jak działa dźwięk gwizdka na psy i czy jest dla nich bezpieczny? Gadżety, które pozwalają na przywołanie psa na gwizdek, to gwizdki wysokotonowe. To dobra alternatywa dla gwizdania ustami, gdyż nie każdy to potrafi. Gwizdki wysokotonowe dają czysty, charakterystyczny dźwięk, są niewielkich rozmiarów i łatwo schować je w kieszeni, gdy wybierasz się z psem na wieczorną przechadzkę. Możesz zawiesić je na szyi i mieć zawsze pod ręką, a także podzielić się nimi ze swoim dzieckiem, by uczyć go, jak opiekować się czworonogiem. Przy odrobinie cierpliwości i konsekwencji to niezwykle skuteczny gadżet. Przeczytaj również: Jak nauczyć psa komendy do mnie? Zobacz! Gwizdek dla psa – jak używać i kiedy zadziała? Cechą charakterystyczną gwizdka wysokotonowego jest fakt, że jest doskonale słyszalny przez czworonoga, jednak jego dźwięku nie odbiera ludzkie ucho. Z tego powodu możesz go używać nawet wieczorem lub nocą, nie denerwując tym innych przechodniów lub sąsiadów. Gwizdek zawsze brzmi tak samo – nie towarzyszą mu emocje czy zmieniony ton głosu, jak dzieje się to w przypadku wołania za pupilem. Na dalekie dystanse, nawet do 1 km, przydaje się gwizdek ultradźwiękowy – najlepszy do zatłoczonych miejsc, podczas treningu w górach lub tropienia po lesie. Używają go opiekunowie psów pracujących, np. myśliwskich. Do wyboru masz gwizdki plastikowe lub metalowe. Możesz też posiłkować się gwizdkami o regulowanej częstotliwości, z pomocą których dobierzesz ich dźwięk do konkretnej sytuacji. Dla poczatkujących polecane są gwizdki o stałej częstotliwości, by przyzwyczaić się do użytkowania tego wygodnego sprzętu. W sklepach można kupić też gwizdki o bardzo wysokiej częstotliwości, które odstraszają nieproszone zwierzęta. Takie produkty są popularne wśród listonoszy, sportowców lub miłośników spacerów po odludnych terenach. Dźwięk gwizdka na psy – jak reaguje zwierzak? Gwizdek dla psa – jak działa? Psi gwizdek wykorzystuje zakres odbieranych przez psie ucho tonów. Mimo że to koty są zwykle uznawane za zwierzęta, obdarzone wybitnym słuchem, psy również potrafią usłyszeć odgłosy i tony, których ludzkie ucho nie jest w stanie wychwycić. Psy słyszą jednocześnie ultradźwięki, potrafią wyczuć zbliżającą się zmianę pogody i burzę, a także reagować rozdrażnieniem, gdy towarzyszy im w mieszkaniu nadmiar bodźców dźwiękowych. Gwizdek dla psa – jak działa? Korzystanie z gwizdka opiera się o efekt właściwego uwarunkowania na bodziec. Gwizdanie jest tylko działaniem, które ma wywołać odpowiednią reakcję psa, czyli przyjście do opiekuna po usłyszeniu znajomego dźwięku. Takie zachowanie w literaturze fachowej nazywane jest jako przywołanie awaryjne psa. Przywołanie psa na gwizdek to tylko jeden z przykładów działania pod warunkowaniem. Pierwsze takie eksperymenty przeprowadził słynny rosyjski fizjolog Iwan Pawłow, który zaobserwował u psów odruch bezwarunkowy na widok smacznego jedzenia. W ramach swoich doświadczeń podawał psu jedzenie, a przed tym każdorazowo dzwonił dzwonkiem. Z czasem wystarczyło użyć dzwonka, by pies zaczynał się ślinić – ten sam mechanizm działa, gdy używasz gwizdka na psa. Przywoływania awaryjne psa Przywołanie awaryjne psa jest skuteczne w przypadku każdego zwierzęcia, niezależnie od rasy, wieku czy umiejętności. Niekiedy potrzeba nieco więcej czasu, by pies zrozumiał nasze intencje i właściwie reagował na sygnały, jednak naukę tej sztuki można zacząć nawet w bardzo dojrzałym wieku. Jak reaguje pies na gwizdek? Nierzadko nasz podopieczny tak bardzo zaangażuje się w tropienie lub zabawę z innym psem, że kompletnie nie słyszy kierowanych do niego poleceń. Spuszczony w trakcie spaceru ze smyczy biegnie przed siebie, a Ty nie możesz za nim nadążyć. Wówczas nie docierają do niego odgłosy, działa, jakby był w amoku, dlatego nawet Twoje pokrzykiwanie i nawoływanie może nie dać oczekiwanego efektu. Tym sposobem tracisz swojego pupila z oczu lub nie jesteś w stanie oddzielić go od innych zwierzaków, co może skutkować niebezpiecznymi sytuacjami zarówno dla samego psa, jak i właściciela. Zbytnio rozentuzjazmowany pies może wpaść pod samochód, zgubić drogę powrotną do domu lub tak się wystraszyć, że nie jest w stanie samodzielnie powrócić do swojego człowieka. Z pomocą przychodzi wówczas gwizdek – jego bardzo wyróżniający się dźwięk przebija się między innymi odgłosami ulicy i jest w stanie wpłynąć uspokajająco na zwierzę, stonować jego zachowanie i zdyscyplinować. Z czasem możesz stosować gwizdek wyłącznie w awaryjnych sytuacjach, by wyszkolić odpowiednie reakcje u psa na ten bodziec. Choć trening może zająć nawet kilka tygodni, warto go konsekwentnie powtarzać. Dzięki temu uzyskamy niezwykle skuteczne narzędzie, które być może pozwoli nam w przyszłości uniknąć groźnych sytuacji lub ochronić zdrowie i życie swojego psiego ulubieńca. Przywołanie psa na gwizdek – jak to robić? Gwizdek dla psa – jak używać? Gdy już posiadamy swój gwizdek, możemy wybrać się na pierwszy trening. Powinien on odbywać się w miejscu, które pies bardzo dobrze zna i nie rozpraszają go inne bodźce. Najlepszą przestrzenią jest zwykle Twoje mieszkanie, gdzie pies kojarzy każdy kąt i czuje się bezpiecznie. Aby nauka była prostsza, schowaj ulubione psie zabawki oraz gryzaki, zabierz z zasięgu wzroku miskę z jedzeniem. Pies musi być wypoczęty i w pełni skupiony na Twoich poleceniach. Do szkolenia będziesz potrzebować także psich smakołyków. Stań twarzą w kierunku swojego czworonoga i gwizdnij, jednocześnie zrób jeden krok w tył. Pies powinien także zrobić jeden krok w Twoim kierunku i podążać Twoim śladem. Jeśli mu się uda i trafnie zrozumie Twoje intencje, podaruj mu smakołyk. Czas pierwszej lekcji w znacznym stopniu zależy od samego ucznia – gdy widzisz, że pies nadal jest zainteresowany zadaniami, wykorzystaj to i powtórz sztuczkę kilkukrotnie. Gdy jego zaangażowanie spada i zwierzę zaczyna rozglądać się w poszukiwaniu innego zajęcia lub układa się do drzemki, przerwij szkolenie i wróć do niego następnego dnia. Tak naprawdę sekwencja gwizdnięcie – reakcja na bodziec zajmuje kilka sekund, a jej powtórzenie o tej samej porze przez kilka kolejnych dni to zaledwie chwila, którą warto zainwestować w wychowanie psa. Z czasem może okazać się, że dla psa to prawdziwa frajda i z utęsknieniem będzie wyczekiwać wspólnych zabaw z wykorzystaniem gwizdka. Nie denerwuj się, jeśli na początku zwierzę nie zrozumie Twoich intencji. Pies z pewnością wyczuje zdenerwowanie i będzie opieszale podchodzić do zadania. Drugi krok nauki przywoływania Jeśli reagowanie na gwizdek w domu wejdzie już psu w krew, możecie ruszyć krok naprzód. Zwiększanie dystansu zacznij praktykować w domu – najpierw dwa kroki, potem już kilka, aż w końcu Twój pupil będzie w stanie odnaleźć Cię w innym pomieszczeniu czy nawet na innej kondygnacji domu. Kolejny etap to wprowadzanie rozpraszaczy – dodatkowych bodźców – najpierw przy mniejszej odległości, z czasem na dłuższym dystansie. Pewne i jednoznaczne zachowanie psa na gwizdek oznacza, że możecie wyjść na zewnątrz. Najpierw znajoma ulica lub ogród, z czasem ruchliwy punkt w mieście lub wybieg dla psów, na którym Twój podopieczny spotyka swoich psich przyjaciół. Pamiętaj, by nigdy nie łączyć w trakcie szkolenia zwiększania dystansu i poziomu rozproszenia. Może to wprowadzić chaos i sprawić, że pies poczuje się zagubiony. Pamiętaj, że zakończenie sesji treningowych nie zawsze oznacza osiągnięcie długotrwałego sukcesu. Twoim celem jest każdorazowa reakcja psa na gwizdek i przyjście do opiekuna. Może zdarzyć się tak, że Twój pies po jakimś czasie zapomni o właściwym wykonywaniu poleceń – wówczas trzeba wrócić do treningów na bliskich odległościach. Przeczytaj również: Jak nauczyć psa dawać łapę? Sprawdź szkolenie! Praca z psem odnośnie przywołania jest elementarną częścią prawidłowego nawiązywania relacji człowiek-pies. W momencie, kiedy mamy do czynienia z osobnikami ras niezależnych (np. shiba inu, inne psy w typie pierwotnym), psami o silnym instynkcie myśliwskim, pogoni i ucieczki (gończe, retrievery, posokowce) nauka przywołania za pomocą samej komendy bez wzmocnienia, jakim są ultradźwięki emitowane przez gwizdek może być trudne. Niektóre osobniki, nawet po przeprowadzonym poprawnie szkoleniu, nie będą w stanie odpowiednio szybko lub za każdym razem reagować na przywołanie. Początki nauki z tym przedmiotem szkoleniowym (jak i z każdym innym) powinny być przeprowadzone pod okiem doświadczonej osoby. Warto pamiętać, że każdy pies jest drapieżnikiem, przez co można się spodziewać, iż przywołanie nie będzie nigdy w 100% skuteczne. Praca z gwizdkiem może zdecydowanie ułatwić także spacery na lince treningowej lub zwykłej smyczy podczas codziennych eskapad – mówi Martyna Ciupińska, psia behawiorystka. Gwizdanie na psa – złap kontakt z czworonogiem Sprawne komunikowanie się ze swoim zwierzakiem to klucz do zbudowania trwałej i silnej więzi między psem a człowiekiem. Jeśli w czytelny i powtarzalny sposób będziesz sygnalizować psu swoje oczekiwania i potrzeby, zwierzę z większym zaangażowaniem będzie reagować na polecenia. Łatwiej też odnajdzie się w nowych dla niego okolicznościach. To przydatna umiejętność, gdy często podróżujecie, lubicie wycieczki poza miasto, spotykacie znajomych z innymi psami lub Twoja praca zawodowa wymaga regularnych wyjazdów. Nie każdy pies lubi wykonywać polecenia. Czasami potrzeba dużo cierpliwości i czasu, by nauczyć go sprawnego reagowania na komendy. Bywa, że po jakimś czasie Twój pupil zapomni niektóre z nich – wtedy wystarczy na nowo poświęcić mu nieco czasu, a przyniesie to naprawdę zadziwiająco korzystne efekty. Jeśli chcesz zainteresować swojego czworonożnego podopiecznego aportowaniem, nauczyć podawania łapy lub reagowania na gwizdek, miej przy sobie zdrowe i bezpieczne smakołyki, które będą nagrodą na zakończenie lekcji. Zapoznaj się z naszym szerokim asortymentem sklepu Apetete i wybierz najlepsze produkty oraz przekąski, które pomogą Ci zbudować wyjątkowo trwałą więź ze swoim psem i cieszyć wspólnie spędzanym czasem!